Siedziała w parku, patrząc na bawiące się
gołębie. Do najbliższego autobusu miała jeszcze godzinę. Piękna pogoda, zachęciła do wejścia w miejską
przestrzeń. Chodziła między starymi budynkami i przyglądała przechodniom, co
chwilę wzdychając. – Co ja mam zrobić? – myślała, segregując nadmiar
argumentów. – Chyba zaraz zacznę krzyczeć, albo się rozbeczę – powiedziała cicho.
Głowa pękała w szwach. Natłoki myślowe sunęły ciężkimi blokami, przepychając
się w dojściu do głosu. Zastygła w bezruchu, obserwując reakcję umysłu. – Cicho
tam! – syknęła, – potrzebuję pogadać z sercem! Rozbrykane myśli, zatrzymały się
zdzwione, pozostawiając niedokończone sparingi słowne. Łucja złapała się pod
boki i spuściła głowę. – pomóż mi – powiedziała, – podpowiedz, jaką decyzję mam
podjąć? Po chwili, znajome ciepło rozlało się po ciele i pojawiła subtelna
treść: – już od dawna wiesz, czego pragniesz, a kiedy to przyszło, nie wiesz co
masz zrobić? – No tak! – powiedziała do siebie i energicznym krokiem poszła na
przystanek. Wracała z urokliwej, mazurskiej wioski. Od kilku lat poszukiwała
domu do remontu. Domu w rozsądnej cenie, który mogłaby pracą własnych rąk
odnowić. Domu, w którym stworzyła by pracownię artystyczną i własną przystań. Kiedy
dawała ogłoszenie, nie do końca brała siebie na poważnie. Zrobiła to bardziej
po to, by uciszyć wyrzuty sumienia, że nic nie robi, że nie próbuje, nie działa.
I bum! Nadszedł dzień, gdy jeden, niepozorny telefon zburzył jej spokój.
Dostała zaproszenie na daleką wieś, by obejrzeć dom. W pierwszym odruchu miała
odmówić, ale stało się inaczej. Wyjechała, pod szyldem babskiego spędu na
Mazurach. Będąc już na miejscu, z każdym krokiem rozpływała się w zachwycie. –
Boże, to są jeszcze takie miejsca? – pytała siebie. Od przystanku, do celu,
miała kilka kilometrów. Wokół panowała
cudowna cisza, wzbogacona odgłosami natury. Pejzaż, chwytał za serce. Gdzie nie
spojrzeć łąki, jeziora, lasy. Gdy dotarła, łzy napłynęły jej do oczu. Nie wie,
co zobaczyłby przeciętny człowiek. Ona widziała cudowne siedlisko, otoczone
pięknymi jabłoniami, zatrzęsienie kolorowych kwiatów, starą, opustoszałą
pasiekę i uśmiechający się dom. Lekko przechylony, jak staruszek, potrzebujący
laski, ale ze słoneczną i radosna aurą. Weszła do środka. Był ogromny. Podłoga
przywitała ją skrzypieniem. Z okien wpadały snopy światła. Sprzedawca ciągle
coś mówił, ale dla niej był to nieznany język. Ona rozmawiała z domem. Przeplatali
się milczeniem i była to najbardziej wymowna wymiana zdań w jej życiu. Od tej
chwili już nic nie było takie same. Wróciła do rodziny. Wzięła synka w ramiona
i długo go tuliła. Chłopiec spojrzał na nią z uśmiechem, jakby chciało
powiedzieć: – o wszystkim wiem mamusiu, zgadzam się. Mąż przywitał ją obiadem. –
Jak było? – zapytał. Łucja spojrzała na niego z błyskiem w oku. – fenomenalnie –
odrzekła. Gdy nastał wieczór, podzieliła się z nim doświadczeniami ostatnich
dni. Mąż spojrzał na nią z ukosa i rzekł: – wiesz, z tobą nie można się nudzić.
Łucja, zmarszczyła brwi, czekając na dalszą wypowiedź. On wstał, poszedł do
pokoju i wrócił z ogromnym pudłem. – Co robisz? – spytała. – Pakuję nas –
odpowiedział. – Myślę, że w naszym siedlisku jest wiele pracy, której nie warto
odkładać na potem. Słysząc to, zaczęła skakać, niczym uradowane dziecko –
Kocham Cię! – krzyknęła, czując, że urosła, co najmniej o dwa metry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz