niedziela, 7 sierpnia 2016

Co najmniej o dwa metry.



Siedziała w parku, patrząc na bawiące się gołębie. Do najbliższego autobusu miała jeszcze godzinę. Piękna pogoda, zachęciła do wejścia w miejską przestrzeń. Chodziła między starymi budynkami i przyglądała przechodniom, co chwilę wzdychając. – Co ja mam zrobić? – myślała, segregując nadmiar argumentów. – Chyba zaraz zacznę krzyczeć, albo się rozbeczę – powiedziała cicho. Głowa pękała w szwach. Natłoki myślowe sunęły ciężkimi blokami, przepychając się w dojściu do głosu. Zastygła w bezruchu, obserwując reakcję umysłu. – Cicho tam! – syknęła, – potrzebuję pogadać z sercem! Rozbrykane myśli, zatrzymały się zdzwione, pozostawiając niedokończone sparingi słowne. Łucja złapała się pod boki i spuściła głowę. – pomóż mi – powiedziała, – podpowiedz, jaką decyzję mam podjąć? Po chwili, znajome ciepło rozlało się po ciele i pojawiła subtelna treść: – już od dawna wiesz, czego pragniesz, a kiedy to przyszło, nie wiesz co masz zrobić? – No tak! – powiedziała do siebie i energicznym krokiem poszła na przystanek. Wracała z urokliwej, mazurskiej wioski. Od kilku lat poszukiwała domu do remontu. Domu w rozsądnej cenie, który mogłaby pracą własnych rąk odnowić. Domu, w którym stworzyła by pracownię artystyczną i własną przystań. Kiedy dawała ogłoszenie, nie do końca brała siebie na poważnie. Zrobiła to bardziej po to, by uciszyć wyrzuty sumienia, że nic nie robi, że nie próbuje, nie działa. I bum! Nadszedł dzień, gdy jeden, niepozorny telefon zburzył jej spokój. Dostała zaproszenie na daleką wieś, by obejrzeć dom. W pierwszym odruchu miała odmówić, ale stało się inaczej. Wyjechała, pod szyldem babskiego spędu na Mazurach. Będąc już na miejscu, z każdym krokiem rozpływała się w zachwycie. – Boże, to są jeszcze takie miejsca? – pytała siebie. Od przystanku, do celu, miała kilka kilometrów.  Wokół panowała cudowna cisza, wzbogacona odgłosami natury. Pejzaż, chwytał za serce. Gdzie nie spojrzeć łąki, jeziora, lasy. Gdy dotarła, łzy napłynęły jej do oczu. Nie wie, co zobaczyłby przeciętny człowiek. Ona widziała cudowne siedlisko, otoczone pięknymi jabłoniami, zatrzęsienie kolorowych kwiatów, starą, opustoszałą pasiekę i uśmiechający się dom. Lekko przechylony, jak staruszek, potrzebujący laski, ale ze słoneczną i radosna aurą. Weszła do środka. Był ogromny. Podłoga przywitała ją skrzypieniem. Z okien wpadały snopy światła. Sprzedawca ciągle coś mówił, ale dla niej był to nieznany język. Ona rozmawiała z domem. Przeplatali się milczeniem i była to najbardziej wymowna wymiana zdań w jej życiu. Od tej chwili już nic nie było takie same. Wróciła do rodziny. Wzięła synka w ramiona i długo go tuliła. Chłopiec spojrzał na nią z uśmiechem, jakby chciało powiedzieć: – o wszystkim wiem mamusiu, zgadzam się. Mąż przywitał ją obiadem. – Jak było? – zapytał. Łucja spojrzała na niego z błyskiem w oku. – fenomenalnie – odrzekła. Gdy nastał wieczór, podzieliła się z nim doświadczeniami ostatnich dni. Mąż spojrzał na nią z ukosa i rzekł: – wiesz, z tobą nie można się nudzić. Łucja, zmarszczyła brwi, czekając na dalszą wypowiedź. On wstał, poszedł do pokoju i wrócił z ogromnym pudłem. – Co robisz? – spytała. – Pakuję nas – odpowiedział. – Myślę, że w naszym siedlisku jest wiele pracy, której nie warto odkładać na potem. Słysząc to, zaczęła skakać, niczym uradowane dziecko – Kocham Cię! – krzyknęła, czując, że urosła, co najmniej o dwa metry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz